Uwaga! Niniejsza strona wykorzystuje pliki cookies (ciasteczka). Informacje zapisane za pomocą cookies i podobnych technologii wykorzystywane są m.in. w celach statystycznych oraz w celu dostosowania naszej strony do indywidualnych potrzeb użytkowników. W programie służącym do przeglądania stron internetowych można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z niniejszej strony internetowej bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Czytaj więcej na temat plików cookies | Akceptuję, zamknij
:: Strona główna > Imprezy

Relacje ze wspólnych imprez

Żegiestów Zdrój - perła południa Polski, to również miejsce ośmiodniowego obozu zimowego wodniaków z Nałkowskich. Mieszkaliśmy w ośrodku wypoczynkowym "Cztery pory roku". Żegiestów położony jest w górach Beskidu Sądeckiego nad brzegiem Popradu, który stanowi naturalną granicę państwa ze Słowacją. Leży w malowniczej, wąskiej kotlinie, w której panuje niczym niezmącona cisza i spokój, a naturalne piękno krajobrazu gór potęguje przebijająca się przez nie rzeka Poprad.

Po raz pierwszy zorganizowaliśmy taką formę zimowego wypoczynku połączoną z nauką jazdy na nartach. Okazało się, że wodniaków nie trzeba było namawiać do podjęcia nowych wyzwań i opanowania kolejnej dyscypliny sportu. Program obozu ukierunkowany był na podnoszenie sprawności fizycznej niezbędnej w codziennym życiu oraz wyrabianie nawyków aktywnego spędzania czasu wolnego.

Ze względu na brak śniegu na wyciągach w Żegiestowie, zajęcia sportowe odbywały się na stoku Wierchomla, na który dojeżdżaliśmy autokarem. Uczestnicy obozu podzieleni na grupy brali udział w wędrówkach pieszych po najbliższej okolicy, nauce jazdy na nartach, zabawach na sankach. Zajęcia były ciekawe, urozmaicone i ukierunkowane na zdobywanie nowych umiejętności. Mimo różnych warunków pogodowych wiele czasu spędzaliśmy w terenie, co miało służyć wzmacnianiu zdrowia i nabywaniu kondycji fizycznej.

Trudy dość czasochłonnego dojazdu do Wierchomli rekompensowały dobrze przygotowane nartostrady o różnej skali trudności i długości. Marzeniem każdego miłośnika "białego szaleństwa" jest jazda na nartach na różnorodnych stokach, czego tam nie brakowało.

Ze względu na szczególne warunki klimatyczne i ukształtowanie terenu, stację narciarską, która funkcjonuje od kilku lat i nieustannie się rozbudowuje zlokalizowano na stokach północno-zachodnich, dzięki czemu śnieg utrzymuje się tu ponad 100 dni w roku. Wierchomla dysponuje najdłuższym, 1600 metrowym wyciągiem krzesełkowym, czterema wyciągami orczykowymi, o różnym stopniu trudności i długości, systemem sztucznego śnieżenia na wszystkich nartostradach i oświetlonymi stokami.

Naukę jazdy na nartach rozpoczynaliśmy na wyciągu "Stonoga", który ma 110 m długości i różnicy poziomów 14 m!!! Tam uczyliśmy się chodzić w butach narciarskich, a następnie różnymi sposobami na nartach. Ćwiczyliśmy bezpieczne upadanie i wstawanie, co wcale nie było takie proste. Oczywistą rzeczą, którą musieliśmy się nauczyć była umiejętność hamowania, zatrzymywania się, no i skręcania. Ci, którzy te umiejętności opanowali, uczyli się wyjeżdżać na "górkę" wyciągiem. To była ogromna frajda. Wystarczyło złapać się i maszyna wyciągała na wzniesienie.

Kolejnym stopniem wtajemniczenia był wyjazd z przypiętymi do nóg nartami na sam szczyt Wierchomli. Dla początkujących było to ogromne przeżycie. Lęk przed stromymi zjazdami, czasami brak wiary we własne siły, a nawet łzy w oczach, to pierwsze towarzyszące im odczucia. Wszystkie te chwile zostały uwiecznione na licznych zdjęciach, które zamieściliśmy na naszej stronie internetowej.

Stok "Polanki" długości 940 m i różnicy poziomów 175 m, to kolejny wyciąg, na którym doskonaliliśmy umiejętności narciarskie. Nie zawsze udawało się wyjechać. Były upadki przy starcie, a także w czasie wyjeżdżania. Ale w myśl powiedzenia: "kto się nie wywróci, ten się nie nauczy" pokonywaliśmy kolejne przeszkody.

Mimo, że ferie przypadające na okres zimowy, charakteryzują się długimi wieczorami, w Żegiestowie jakoś dziwnie ich nie było. Najbardziej "napaleni" na zjeżdżanie mogli do 21.00 jeździć na stoku. Wracali około 22.00, potem kolacja, kąpiel no i robiło się późno. Wszyscy wykorzystywali każdą wolną chwilę, aby kijami popychać kolorowe kule bilardowe. Jeszcze inni "znęcali" się nad celuloidową białą piłeczką, nerwowo obgryzając nowiutkie rakietki, za co im się dostało od szefa obozu. Wielu było chętnych do nauki gry w kości i układania pasjansów z kart.

Atmosfera na obozie była bardzo dobra. Starsi chętnie pomagali młodszym, dzielili się umiejętnościami, transportowali na górę i wspólnie bawili się na dyskotekach. Trudy obozu wszystkim dały się we znaki, ale niechętnie wracaliśmy do Lublina. Na spotkaniu podsumowującym zapewniali o chęci ponownego wyjazdu na narty - za rok. Wszystko wskazuje na to, że trud organizacji podobnego obozu podejmiemy ponownie w przyszłym roku.

Opiekun i organizator obozu:
Tadeusz Litwin